środa, 14 października 2009

October...

Tegoroczna jesień stała się dla mnie swoistą nauczycielką... Wrzesień a teraz już i październik to czas w którym z pokorą odkrywam dzień po dniu, że ambitny zapał i dokładny plan, by zrobić to co do zrobienia w przeznaczonych na to godzinach, dniach, tygodniach to jedno a rzeka zdarzeń i tak płynie własnym korytem niosąc ze sobą a to przeziębienie dziecka, pilną sprawę do załatwienia, której nie ujmowały plany, zmęczenie większe niż się spodziewałam po sobie...etc... Samo życie... Nie mam problemu z uległością wobec Wszechświata - i zawsze uważałam, że myśl, iż panujemy nad naszym życiem jest jedynie iluzją, ulubioną bajką dorosłych. Jednak rezerwowanie czasu w grafiku na ewentualną chorobę byłoby kuriozum, wstępem do hipohondrii, oznaką pesymizmu i kuszeniem losu... Więc chyba dalej będę robić swoje, powtarzając sobie częściej, iż czas nie jest materią podatną na zniewolenie, a w scenariuszu, gdzie on w roli głównej improwizacji nieco pojawiać się zawsze będzie...
Nie bez przyczyny w dzisiejszym poście kilka moich ulubionych przedmiotów w różowym kolorze. Pamiętacie, iż październik to Miesiąc Walki z Rakiem? Nieważne gdzie biegniemy i ile sprawunków na liście - zdrowie najważniejsze. Zatem dużo dużo zdrowia Wam i sobie życzę i chyba jest to jakaś pointa. Nie ujarzmimy czasu, ale możemy sprawić by cieszyć się nim dłużej...
A co do jesieni... lubię ją - więcej czasu spędza się w domu, docenić można po raz kolejny jego ciepło... no i moje ukochane gruszki!
Pozdrawiam Was bardzo ciepło, dziękuję za komentarze, które są zawsze miłą niespodzianką. Szczególne pozdrowienia dla Wszystkich Miłych Osób wpisanych jako Obserwatorzy. Dzięki.
Alicja